6 kwietnia 2014

„PARK & RIDE” (7)

fot. English836 (en.wikipedia.org)/Wikimedia Commons/CC
Część 1 – Co to jest i jak funkcjonuje system „park & ride” - po polsku „parkuj i jedź”. 

Na początku lat siedemdziesiątych, na wykładach o drogach, słyszałem o powszechnym na tzw. Zachodzie (Europa i USA) systemie komunikacji, o prostej i zrozumiałej nazwie - „park & ride”.

Ten system, łączący komunikację indywidualną ze zbiorową, polegał i polega na tym, że dojeżdża się indywidualnymi środkami komunikacji (samochody, motocykle, rowery) do określonego miejsca, tam swój pojazd się zostawia i dalej podróżuje środkami komunikacji masowej (pociągi, autobusy, tramwaje, metro itp.) Aspekty wprowadzenia takiego systemu zamiany komunikacji indywidualnej na masową, są bardzo różnorodne, ale zawsze bardzo racjonalne, a korzyści zarówno indywidualne, jak i ogólnospołeczne:

Po pierwsze: aspekt ekonomiczny – mniejsze koszty dojazdu, zwłaszcza, gdy są to dojazdy codzienne,
Po drugie: aspekt ochrony środowiska – mniejsze zużycie paliw i mniejsze zanieczyszczenie środowiska
Po trzecie: aspekt komunikacyjny miast - zwłaszcza centra miast są odciążone od ruchu samochodów podróżnych z zewnątrz,
Po czwarte: aspekt społeczny – przy ułatwieniach komunikacyjnych życie staje się prostsze,
Po piąte: szczególnie ważny dla mnie aspekt bezpieczeństwa użytkowników dróg. Komunikacja zbiorowa jest bezpieczniejsza. Zmniejszenie ilości pojazdów użytkowników indywidualnych również przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa na drogach.

Żeby system komunikacji „park & ride” funkcjonował, musi być spełniony jeden podstawowy warunek: W ODPOWIEDNICH MIEJSCACH MUSZĄ ISTENIEĆ PARKINGI DLA RÓŻNYCH POJAZDÓW – samochodów, motocykli i rowerów. W tzw. rajach dla rowerzystów (np. Dania, Holandia) istnieją właśnie parkingi dla rowerów.
Parkingi dla pojazdów indywidualnych powinny być: odpowiednio zlokalizowane, wyposażone, zabezpieczone i tanie. Lokalizacja parkingów to jest oddzielna sprawa i pozostawiam ją wyobraźni fachowców i decydentów.

Ja taki parking przy stacji kolejowej właśnie widziałem. Jest w Stanach Zjednoczonych miejscowość o nazwie Wassaic, w Stanie New York. Tę miejscowość trudno znaleźć na mapie. Kiedyś, będąc w USA, postanowiłem wybrać się z żoną do Nowego Jorku pociągiem, właśnie, żeby zobaczyć czy w raju samochodowym jeździ się też pociągami. Byliśmy wiezieni przez naszego syna do najbliższej stacji kolejowej (ok. 40km) jego samochodem. Droga była dość ponura, teren górzysty, pogoda jesienna, żadnych domów i tak się jechało prawie godzinę. Wydawało się, że to będzie jakiś mały przystanek kolejowy – jak w Polsce w podobnych górach. Tymczasem wyjeżdża się jakby na polanę między górami, pojawia duży przystanek kolejowy – jak u nas stacja, całkowicie zautomatyzowany – żadnej obsługi, automaty do wszystkiego, mimo wczesnej godziny dużo osób oczekuje i ciągle dojeżdżają samochodami nowi pasażerowie do pociągu. Ale największe wrażenie zrobił na mnie parking dla samochodów pasażerów. Przy stacji na tej polanie, wśród gór, bez widocznych w pobliżu jakichkolwiek miejscowości, parking jak przy lotnisku - dla ponad 400 samochodów (policzyłem z grubsza) i w większości już zapełniony. Parking oświetlony, ogrodzony, automatyczny szlaban i z pewnością monitoring przez kamery.

Bilet wykupiliśmy oczywiście w automacie, wsiadamy do pociągu, mamy miejsca siedzące, wszyscy też zajmują swoje miejsca i każdy zaczyna coś robić: jedni wyjmują komputery, inni książki lub gazety, ktoś coś pisze na kartkach a jeszcze inni drzemią. Po drodze, na kolejnych podobnych przystankach z dużymi parkingami wsiadają kolejni pasażerowie. Przez prawie 3 godziny wszyscy jadą w stronę Nowego Jorku. Pociąg mija Harlem i wjeżdża dosłownie do samego centrum Manhattanu, na Grand Central Station (Park Ave i 42 St) – bliżej się nie da. Wszyscy wysiadają i są już u celu, albo przesiadają się do metra, do autobusu lub do taksówki. Lepiej i bliżej już być nie może.

I tak jest codziennie. To jest właśnie system „park & ride”. Nie będę się posługiwać dalej polskim tłumaczeniem, bo w Polsce ten odpowiednik nie istnieje.

Powrót zaplanowaliśmy w godzinach popołudniowych. Wsiedliśmy znów do pociągu, znów podróżni robią – każdy swoje i po odpowiednim czasie wysiadamy wraz z innymi na stacji Wassaic. Zważywszy, że to był październik, do Wassaic dotarliśmy już wieczorem. Było ciemno, zimno i nieprzyjemnie. Wysiadło z nami kilkadziesiąt osób, ale każdy poszedł w stronę parkingu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Po kilku minutach zostaliśmy z żoną w dwójkę, na całkiem pustym dużym przystanku kolejowym, bez żadnego budynku dworcowego, bez dyżurnego ruchu – bez nikogo. Wśród ciemnych gór dookoła, mimo oświetlonego terenu, było niekomfortowo. Weszliśmy do całkowicie szklanej, oświetlonej i ogrzewanej poczekalni. W takiej sytuacji przychodzą do głowy scenariusze z różnych filmów amerykańskich. Musieliśmy w takiej scenerii czekać na syna, który zadzwonił, że przyjedzie za ponad pół godziny. No trudno, mamy Amerykę. 

Po skończonej rozmowie z synem, widzimy, że na stację wolno wjeżdża jakiś ciemny samochód z przyciemnionymi szybami, objeżdża plac przy parkingu i zatrzymuje się na wprost naszej poczekalni, w odległości ok. 12m. Nikt z samochodu nie wysiada i tworzy się dziwna, niepokojąca sytuacja. Ale jeszcze tylko pół godziny i pomoc nadjedzie. Właśnie po tym czasie nadjechał, tym razem czerwony, z jasnymi szybami samochód naszego syna. Zatrzymał się przed tym podejrzanym samochodem. Wyszliśmy z poczekalni i podeszliśmy do naszego samochodu. Tzw. kątem oka spojrzałem na czarny samochód i co zobaczyłem: W TYM SAMOCHODZIE SIEDZIAŁ CZARNOSKÓRY POLICJANT W MUNDURZE. Zrobiłem do niego gest podziękowania, wsiedliśmy i odjechaliśmy w swoją stronę.

W tym miejscu chciałbym powiedzieć, że monitoringi to nie wszystko. One tylko pomagają ludziom, nie można nimi zastępować różnych funkcjonariuszy. Ten amerykański policjant widocznie na monitoringu zobaczył, że wieczorem na pustej stacji są tylko dwie osoby i dlatego przyjechał - na wszelki wypadek, posiedzieć w samochodzie przy tej właśnie poczekalni.

Tę historyjkę, jak najbardziej prawdziwą, dedykuję i policjantom i strażnikom miejskim, żeby nie dawali się zastępować kamerami, które w newralgicznym czasie są albo zepsute, albo odwrócone w niewłaściwą stronę. W zautomatyzowanej, skomputeryzowanej, skamerowanej i zmonitorowanej Ameryce, różnych służb mundurowych jest tyle ile trzeba, są na każdym kroku. Amerykańscy policjanci wszelkiej formacji czują się prawdziwie odpowiedzialni na swojej służbie – mam tego również inne przykłady.

Następna część 2 tego tematu – dlaczego w Polsce nie działa „Park & ride”. Wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz