23 kwietnia 2014

„Park and ride” po polsku. (8)

fot. Jgera5/Wikimedia Commons/CC
„Park and ride” w Polsce objaśnia się tak: „jedź jak chcesz, ale zaparkuj byle gdzie, bo my parkingów nie mamy, twoja sprawa”.

Niestety, tak należy po polsku objaśnić, znany wszystkim w cywilizowanych krajach, powszechny system przesiadania się z własnych pojazdów do środków komunikacji masowej, praktykowany szczególnie w codziennych dojazdach do pracy. Trudno jest coś objaśnić w języku kraju, w którym to coś nie istnieje. W krajach z modelową komunikacją masową istnieje jeszcze nowsze określenie „Kiss and ride”. Tego tłumaczyć już się nie podejmuję - może w innym artykule. Co znaczą poszczególne słowa każdy wie, ale jak to działa – trzeba by objaśnić opisowo i obrazkowo, bo przykładów w Polsce brak, poza nielicznymi wyjątkami.

Wróćmy do tematu: jak działa „Park and ride” w Polsce?  Odpowiadam – w ogóle nie działa.

Podam przykład: Moja sympatyczna koleżanka, codziennie, przez 3 lata, dojeżdżała  do pracy  regularnym busem z odległego o ok. 60 km miasta powiatowego. Do  dworca autobusowego (przy dworcu kolejowym) w tym powiatowym mieście,  koleżanka dojeżdżała 5 km swoim samochodem. Normalnie swój pojazd powinna zostawić na cywilizowanym parkingu i już nie myśleć o samochodzie.  Ale nie w polskiej typowej „metropolii” powiatowej. Więc codziennie, przez 3 lata, ta pasażerka busa, swój samochód zostawiała tam gdzie się dało, również na miejscach nieutwardzonych, czasami na granicy z przepisami - w miejscach całkowicie do tego nieprzeznaczonych i nieprzygotowanych. W ciągu dnia z pewnością właścicielce auta towarzyszył stres - czy zastanie samochód tam gdzie zostawiła i w jakim będzie stanie.

Podałem ten prawdziwy przykład jako typowy dla polskich warunków komunikacyjnych, dla zobrazowania i przeciwstawienia przykładowi amerykańskiemu z poprzedniego artykułu. Ta sytuacja dotyczy zarówno pasażerów kolei jak i autobusów o różnym zasięgu. Drogich, prywatnych  parkingów, bez pewności znalezienia wolnego miejsca, nie należy traktować jako wpisujące się w system „Park & ride”.

Dlaczego tak prosty do zrealizowanie system łączenia komunikacji indywidualnej z komunikacją masową w Polsce nie działa?

Przyczyn jest kilka, ale  podam podstawowe:

Przyczyna pierwsza: Organizacja komunikacji masowej, zaliczanej do infrastruktury społecznej, winna być przedmiotem zainteresowania rządu - jako dotowana gałąź gospodarki. Rząd, poprzez ministerstwa, winien przygotować spójne przepisy i wytyczne, żeby podmioty realizujące komunikację masową, działały w kierunku zgodnym z polityką transportową rządu. Jednak z tym jest tak jak z innymi  koncepcjami polityki społecznej, które w Polsce powinny być wypracowane i realizowane, bez względu opcję polityczną aktualnie rządzącą. Rządowi nie powinno być obojętne czy przewoźnicy, wyciągający ręce po dotacje, dbają o zwiększenie liczby przewożonych pasażerów i o ekonomię.

O takiej sytuacji mówił niedawno w telewizji znany dziennikarz Pan Janusz Rolicki. Pan Redaktor, niewątpliwy autorytet wśród dziennikarzy, stwierdził, że Polska nie ma własnej strategii działania, własnego modelu i koncepcji w żadnej dziedzinie, do których powinna dążyć konsekwentnie. Z tej przyczyny, o wielu sprawach interesujących społeczeństwo, mówi się tylko przy okazji np.  wyborów, a potem  nawet się nie rozpoczyna zaprezentowanego pomysłu. Czasami trafiają się akcje – ale wkrótce wygasają. Takim właśnie przykładem jest „Park & ride”,  o którym w Polsce pisze się i mówi przez ponad 40 lat, ale nawet się do tego nie przymierzono w zadowalającej skali.  

Dla zilustrowania  przeciwstawnej polityki sprawnego państwa,  można podać program popularyzacji roweru w Danii, jako środka lokalnej komunikacji masowej - w reakcji na kryzys paliwowy  40 lat temu. Trudności paliwowe przycichły, a Duńczycy  raz zapoczątkowany program rowerowy kontynuują i udoskonalają. Obecnie budują nawet „autostrady rowerowe”.

Przyczyna druga: Podmioty realizujące komunikację zbiorową międzymiastową, a posiadające własne tereny tzn. PKP i PKS,  nie wykorzystują posiadanych terenów przydworcowych na parkingi dla swoich pasażerów. Nie ulega wątpliwości, że istnienie porządnych i tanich parkingów przy dworcach kolejowych i autobusowych (ale także przy krańcówkach tramwajowych i autobusów miejskich), przy atrakcyjnej ofercie komunikacyjnej dla pasażerów, zapewni większą popularność tych środków komunikacji międzymiastowej i miejskiej, a tym samym poprawi ich opłacalność.  Nie widać zabiegania o pasażerów, ale  żądanie coraz większych dotacji, likwidację kursów, czy wręcz całych linii pasażerskich. Wiele powierzchni kolejowych lub PKS-owych jest nieurządzonych lub wydzierżawionych na inne cele niż omawiany, albo po prostu już sprzedanych.

Przyczyna trzecia: Samorządy, będące właścicielami lub zarządzającymi przeważającej ilości terenów, przy dobrej woli i odpowiedniej wyobraźni, winny włączyć się w tworzenie systemu „Park & ride”, we współpracy z przewoźnikami kolejowymi i autobusowymi. Aktywność samorządów jest pożądana szczególnie tam, gdzie PKP i PKS nie posiadają własnych terenów przy dworcach (nie wnikając w przyczyny tego stanu). Samorządy powinny też wypracować lokalny system „Park & ride”  dla tramwajowej i autobusowej komunikacji miejskiej, a potem dopiero ograniczać wjazdy do określonych stref miast. Trzeba wiedzieć, że sprawna komunikacja międzymiastowa wpływa również na spadek bezrobocia.

Istnieją też inne przyczyny oczywiste. Począwszy od  braku polityki transportowej kraju, błędy przy realizacji inwestycji drogowych, poprzez brak kwalifikacji i odpowiedzialności oraz wygodnictwo różnych decydentów, a skończywszy na braku patriotyzmu lokalnego, braku poszanowania obywateli czy braku dbałości o pasażerów.

Każda z wymienionych na końcu przyczyn mogłaby być szeroko rozwinięta i poparta przykładami.

Jako małe światełko w tunelu podam inny przykład – z mojego doświadczenia:
Otóż, przez 4 lata dojeżdżałem z Łodzi do pracy w Katowicach. Przez pierwszy rok,  swoim samochodem  dojeżdżałem w każdy poniedziałek, a wracałem w każdy piątek. To nie było wygodne i bezpieczne (poczucie straconego czasu,  uczucie zmęczenia i te tzw. TIRY, które mnie wyprzedzały przy moich 100 km/h). Przesiadłem się więc na pociąg, do którego, na stację Łódź Widzew lub Łódź Chojny dowoziła mnie żona. Oczywiście tam parkingów odpowiednich też nie ma. Jeszcze taka ciekawostka, że niektóre pociągi dalekobieżne zatrzymują się tylko na Widzewie, a niektóre tylko na Chojnach, więc zostawienie samochodu przy dworcu (nawet gdyby był parking) nie wchodziło w grę. Czasami korzystałem z autobusów i wówczas przyjeżdżałem z kolei na Kaliski. Kłopot był jednak z tym, że nie mogłem być samodzielny w dojazdach do pociągu lub autobusu. Ale ponad rok temu odkryłem, że przy Dworcu Kaliskim jest parking PKS (brawo, super, o to chodzi). Parking jest oświetlony,  monitorowany, jest na nim postój taksówek, wjazd jest kontrolowany, ma wolne miejsca i można w dobrej cenie wykupić sobie abonament miesięczny. Tak też zrobiłem. Korzystałem, według potrzeb, albo z autobusu PKS, albo z pociągu, a ostatnio też z Polskiego Busa. Samochód na parkingu  zostawał od poniedziałku do piątku, a autobus do Łodzi podwoził mnie pod sam mój, czekający na mnie,  pojazd.

I TO BYŁ MÓJ „PARK & RIDE”.  Polecam podobne parkingi  przy dworcach autobusowych i kolejowych, chociaż łatwo nie będzie. Ale wygoda jest niewątpliwa.

Takie parkingi powinny być również przy krańcówkach tramwajowych i autobusowych. Poza Łodzią takie pojedyncze parkingi widziałem.

6 kwietnia 2014

„PARK & RIDE” (7)

fot. English836 (en.wikipedia.org)/Wikimedia Commons/CC
Część 1 – Co to jest i jak funkcjonuje system „park & ride” - po polsku „parkuj i jedź”. 

Na początku lat siedemdziesiątych, na wykładach o drogach, słyszałem o powszechnym na tzw. Zachodzie (Europa i USA) systemie komunikacji, o prostej i zrozumiałej nazwie - „park & ride”.

Ten system, łączący komunikację indywidualną ze zbiorową, polegał i polega na tym, że dojeżdża się indywidualnymi środkami komunikacji (samochody, motocykle, rowery) do określonego miejsca, tam swój pojazd się zostawia i dalej podróżuje środkami komunikacji masowej (pociągi, autobusy, tramwaje, metro itp.) Aspekty wprowadzenia takiego systemu zamiany komunikacji indywidualnej na masową, są bardzo różnorodne, ale zawsze bardzo racjonalne, a korzyści zarówno indywidualne, jak i ogólnospołeczne:

Po pierwsze: aspekt ekonomiczny – mniejsze koszty dojazdu, zwłaszcza, gdy są to dojazdy codzienne,
Po drugie: aspekt ochrony środowiska – mniejsze zużycie paliw i mniejsze zanieczyszczenie środowiska
Po trzecie: aspekt komunikacyjny miast - zwłaszcza centra miast są odciążone od ruchu samochodów podróżnych z zewnątrz,
Po czwarte: aspekt społeczny – przy ułatwieniach komunikacyjnych życie staje się prostsze,
Po piąte: szczególnie ważny dla mnie aspekt bezpieczeństwa użytkowników dróg. Komunikacja zbiorowa jest bezpieczniejsza. Zmniejszenie ilości pojazdów użytkowników indywidualnych również przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa na drogach.

Żeby system komunikacji „park & ride” funkcjonował, musi być spełniony jeden podstawowy warunek: W ODPOWIEDNICH MIEJSCACH MUSZĄ ISTENIEĆ PARKINGI DLA RÓŻNYCH POJAZDÓW – samochodów, motocykli i rowerów. W tzw. rajach dla rowerzystów (np. Dania, Holandia) istnieją właśnie parkingi dla rowerów.
Parkingi dla pojazdów indywidualnych powinny być: odpowiednio zlokalizowane, wyposażone, zabezpieczone i tanie. Lokalizacja parkingów to jest oddzielna sprawa i pozostawiam ją wyobraźni fachowców i decydentów.

Ja taki parking przy stacji kolejowej właśnie widziałem. Jest w Stanach Zjednoczonych miejscowość o nazwie Wassaic, w Stanie New York. Tę miejscowość trudno znaleźć na mapie. Kiedyś, będąc w USA, postanowiłem wybrać się z żoną do Nowego Jorku pociągiem, właśnie, żeby zobaczyć czy w raju samochodowym jeździ się też pociągami. Byliśmy wiezieni przez naszego syna do najbliższej stacji kolejowej (ok. 40km) jego samochodem. Droga była dość ponura, teren górzysty, pogoda jesienna, żadnych domów i tak się jechało prawie godzinę. Wydawało się, że to będzie jakiś mały przystanek kolejowy – jak w Polsce w podobnych górach. Tymczasem wyjeżdża się jakby na polanę między górami, pojawia duży przystanek kolejowy – jak u nas stacja, całkowicie zautomatyzowany – żadnej obsługi, automaty do wszystkiego, mimo wczesnej godziny dużo osób oczekuje i ciągle dojeżdżają samochodami nowi pasażerowie do pociągu. Ale największe wrażenie zrobił na mnie parking dla samochodów pasażerów. Przy stacji na tej polanie, wśród gór, bez widocznych w pobliżu jakichkolwiek miejscowości, parking jak przy lotnisku - dla ponad 400 samochodów (policzyłem z grubsza) i w większości już zapełniony. Parking oświetlony, ogrodzony, automatyczny szlaban i z pewnością monitoring przez kamery.

Bilet wykupiliśmy oczywiście w automacie, wsiadamy do pociągu, mamy miejsca siedzące, wszyscy też zajmują swoje miejsca i każdy zaczyna coś robić: jedni wyjmują komputery, inni książki lub gazety, ktoś coś pisze na kartkach a jeszcze inni drzemią. Po drodze, na kolejnych podobnych przystankach z dużymi parkingami wsiadają kolejni pasażerowie. Przez prawie 3 godziny wszyscy jadą w stronę Nowego Jorku. Pociąg mija Harlem i wjeżdża dosłownie do samego centrum Manhattanu, na Grand Central Station (Park Ave i 42 St) – bliżej się nie da. Wszyscy wysiadają i są już u celu, albo przesiadają się do metra, do autobusu lub do taksówki. Lepiej i bliżej już być nie może.

I tak jest codziennie. To jest właśnie system „park & ride”. Nie będę się posługiwać dalej polskim tłumaczeniem, bo w Polsce ten odpowiednik nie istnieje.

Powrót zaplanowaliśmy w godzinach popołudniowych. Wsiedliśmy znów do pociągu, znów podróżni robią – każdy swoje i po odpowiednim czasie wysiadamy wraz z innymi na stacji Wassaic. Zważywszy, że to był październik, do Wassaic dotarliśmy już wieczorem. Było ciemno, zimno i nieprzyjemnie. Wysiadło z nami kilkadziesiąt osób, ale każdy poszedł w stronę parkingu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Po kilku minutach zostaliśmy z żoną w dwójkę, na całkiem pustym dużym przystanku kolejowym, bez żadnego budynku dworcowego, bez dyżurnego ruchu – bez nikogo. Wśród ciemnych gór dookoła, mimo oświetlonego terenu, było niekomfortowo. Weszliśmy do całkowicie szklanej, oświetlonej i ogrzewanej poczekalni. W takiej sytuacji przychodzą do głowy scenariusze z różnych filmów amerykańskich. Musieliśmy w takiej scenerii czekać na syna, który zadzwonił, że przyjedzie za ponad pół godziny. No trudno, mamy Amerykę. 

Po skończonej rozmowie z synem, widzimy, że na stację wolno wjeżdża jakiś ciemny samochód z przyciemnionymi szybami, objeżdża plac przy parkingu i zatrzymuje się na wprost naszej poczekalni, w odległości ok. 12m. Nikt z samochodu nie wysiada i tworzy się dziwna, niepokojąca sytuacja. Ale jeszcze tylko pół godziny i pomoc nadjedzie. Właśnie po tym czasie nadjechał, tym razem czerwony, z jasnymi szybami samochód naszego syna. Zatrzymał się przed tym podejrzanym samochodem. Wyszliśmy z poczekalni i podeszliśmy do naszego samochodu. Tzw. kątem oka spojrzałem na czarny samochód i co zobaczyłem: W TYM SAMOCHODZIE SIEDZIAŁ CZARNOSKÓRY POLICJANT W MUNDURZE. Zrobiłem do niego gest podziękowania, wsiedliśmy i odjechaliśmy w swoją stronę.

W tym miejscu chciałbym powiedzieć, że monitoringi to nie wszystko. One tylko pomagają ludziom, nie można nimi zastępować różnych funkcjonariuszy. Ten amerykański policjant widocznie na monitoringu zobaczył, że wieczorem na pustej stacji są tylko dwie osoby i dlatego przyjechał - na wszelki wypadek, posiedzieć w samochodzie przy tej właśnie poczekalni.

Tę historyjkę, jak najbardziej prawdziwą, dedykuję i policjantom i strażnikom miejskim, żeby nie dawali się zastępować kamerami, które w newralgicznym czasie są albo zepsute, albo odwrócone w niewłaściwą stronę. W zautomatyzowanej, skomputeryzowanej, skamerowanej i zmonitorowanej Ameryce, różnych służb mundurowych jest tyle ile trzeba, są na każdym kroku. Amerykańscy policjanci wszelkiej formacji czują się prawdziwie odpowiedzialni na swojej służbie – mam tego również inne przykłady.

Następna część 2 tego tematu – dlaczego w Polsce nie działa „Park & ride”. Wkrótce.