Z mojego doświadczenia zawodowego mam w pamięci różne historie świadczące jak drogi i ich stan wpływają na funkcjonowanie społeczeństwa, ale również jaki jest stosunek obywateli do dróg, gdy wymagane są pewne ustępstwa na rzecz dobra wspólnego jakim są drogi.
Przedstawię budujące przykłady z dawnych lat - jak mieszkańcy rejonów, gdzie drogi były (niestety nadal są) nie z tej epoki – gruntówki i szlakówki, aż w końcu mieszkańcy odczuli radość i satysfakcję, gdy wybudowano dla nich drogę.
Pamiętam, jak w latach 70-tych i 80, pracując w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Dróg i Mostów w Lodzi, budowaliśmy drogi między wioskami lub łączące wsie z asfaltowymi drogami wyższych kategorii. Powstanie uregulowanej drogi o nawierzchni asfaltowej było znaczącym impulsem dla mieszkańców tych wsi, żeby rozpocząć porządkowanie swoich obejść. Niemal natychmiast rozbierano stare płoty i zastępowano nowymi estetycznymi ogrodzeniami, regulowano linię ogrodzeń względem drogi, urządzano we własnym zakresie wjazdy, a teren między jezdnią a ogrodzeniem każdy właściciel porządkował sam, niektórzy siali trawę a niektórzy sadzili krzewy lub kwiaty. Zdarzało się też, że rozbierano stare szopy lub malowano domy po to, żeby otoczenie długo oczekiwanej drogi nie psuło jej nowego wyglądu. Oprócz tego, był zwyczaj, że otwarcie drogi było uświetnione przyjęciem wydanym przez mieszkańców dla wszystkich pracowników budujących tę drogę.
Inny przykład. Kiedy w roku 2002 moje przedsiębiorstwo przebudowywało ul. Hortensji w Łodzi, podeszła do mnie właścicielka jednego z domów, która ze łzami w oczach powiedziała tak: „Proszę Pana. Jaka jestem szczęśliwa, że doczekałam się tej nowej jezdni i chodników. Ja tutaj mieszkam ponad 30 lat. Zamieszkałam w domu mojego męża, zaraz po ślubie. Niech Pan spojrzy na te domy sąsiadów, ile w nie włożono pracy i pieniędzy. Tu mieszkają normalni, porządni ludzie, którzy przez tyle lat byli tak poniżani brakiem cywilizowanej drogi. Przecież wiosną i jesienią do nas nie można ani dojechać samochodem ani wyjść z domu. Przez te wszystkie lata my wychodziliśmy z domu z torebkami foliowymi na butach, żeby jakoś dojść do tramwaju. Jaka szkoda, że mój mąż nie dożył dzisiejszego dnia, kiedy nasza ulica została tak ładnie i porządnie przebudowana”. Wspominając to przejmujące wyznanie tej eleganckiej łodzianki myślę sobie, że gdyby decydenci drogowi przeżyli takie spotkanie jak ja na ul. Hortensji, to ich priorytetem byłaby likwidacja wszystkich ulic gruntowych w Łodzi. Niestety mało kto ma takie doświadczenia, bo skąd - jak nie ma się prawdziwego doświadczenia zawodowego. Średniowieczne drogi w Łodzi nadal istnieją i nie zanosi się na zmianę tego stanu. Jest to hańba dla decydentów drogowych w Łodzi – tylko czy oni o tym wiedzą.
Podam jeszcze jeden, bardzo pozytywny przykład czynu mieszkańców osiedla przy ul. Ekonomicznej w Łodzi. W roku 1982 mieszkańcy z własnej inicjatywy i samodzielnie przygotowali podłoże i podbudowę pod jezdnię tej ulicy. Na podziw i podkreślenie zasługuje fakt, że podbudowa została wykonana z odpadowych płyt ściennych i stropowych z fabryki domów. Mieszkańcy sami (przy użyciu oczywiście dźwigu) układali te płyty, wycinali wystające pręty i zalewali betonem różne otwory. Cała praca została wykonana szybko i bardzo precyzyjnie. Na tak przygotowaną podbudowę z płyt Kombinat Robót Drogowych w Łodzi ułożył asfaltobeton i droga, bez żadnych remontów, świetnie służyła przez 30 lat.
Napisałem o tym dlatego, że obecnie brak jest jakiejkolwiek nici porozumienia i współpracy administracji drogowej ze społeczeństwem. Organizowane tzw. konsultacje społeczne są tylko pozorne, ponieważ administracja i tak przeprowadza swój przygotowany plan. Z drugiej strony społeczeństwo, nie wierząc w korzystne intencje administracji, nie jest skłonne do współpracy, poparcia i jakichkolwiek świadczeń na rzecz dróg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz